Od pewnego czasu natykam się na różne artykuły, które wieszczą koniec, wymarcie niektórych zawodów. Koniec spowodowany m.in. robotyzacją. To poniekąd zrozumiałe – coraz częściej maszyny produkują inne maszyny, a zadaniem człowieka jest jedynie ich nadzór. Pewnie każdy z nas tego się właśnie spodziewa, a filmy sci-fi tylko nas w tym utwierdzają. Okazuje się jednak, że wykorzystanie siły i precyzji maszyny to zaledwie ułamek zjawiska. Zagrożonych jest również wiele zawodów, które z produkcją czegokolwiek mają niewiele wspólnego. Na czele listy są… telemarketerzy (ich akurat mi nie żal), brokerzy, księgowi, pracownicy obsługi zamówień, analitycy kredytowi… Całkiem niezły tłumek „białych kołnierzyków”, których pracę można opisać jakimś algorytmem i „puścić” ten algorytm na komputerze. No właśnie, a co z HR? Czyż sama już nazwa „human resources” nie jest nieludzka?
Wydaje się, że jest to dziedzina, w której wszyscy zainteresowani oczekują osobistego kontaktu z żywym człowiekiem (choćby na skypie :-)). I z tego właśnie powodu nie powinna być ona zagrożona „technologicznym bezrobociem”. Ale nie wątpię, że i tu będą (i są) zakusy na wszelkiego rodzaju automatyzację. A weryfikacja techniczna kandydatów wydaje się być świetnym – nomen omen – kandydatem.
Nic prostszego, jak dać człowiekowi test do „przeklikania”. Po kilkunastu / kilkudziesięciu minutach mamy wynik. I to wynik obiektywny – nikt nam nie zarzuci, że „rekruter był złośliwy” albo że „czepiał się”, zadawał pytania zbyt akademickie lub wręcz przeciwnie. Możemy szybko i matematycznie podjąć decyzję o zatrudnieniu. Jednak osobiście jestem przeciwny takim testom (i to nie dlatego, że się boję o „posadę”).
Pomijając aspekt „łutu szczęścia”, taki test niewiele mówi o kandydacie. Oprócz tego, że spotkał się on z jakimś zagadnieniem (ale już nie wiemy, czy w teorii, czy w praktyce). W czasie „żywej” rozmowy jesteśmy w stanie stwierdzić, że (choć finalna odpowiedź mogła być błędna) dochodzenie do rozwiązania problemu było prawidłowe. Możemy też na bieżąco obserwować proces udzielania odpowiedzi. Czy kandydat podda się po trzech sekundach? („nie wiem, następne pytanie poproszę”). Czy też będzie „obstawiał” jakieś rozwiązanie? (słowo „stawiam” całkiem często pada w czasie rozmów). A może będzie trwał przy błędnej odpowiedzi pomimo „naprowadzania”? Nierzadko pada również stwierdzenie: „jeśli będę potrzebował, znajdę to w google’u”. I co ciekawe – czasem rekruter ma przekonanie, że kandydat nie kłamie :-). Rekruter może też usłyszeć od kandydata stwierdzenie, że nie zamierza być „robotem białkowym” – żaden test nie da nam tej radości.
Według zestawienia prawdopodobieństwa wystąpienia „technologicznego bezrobocia” w różnych zawodach (The_Future_of_Employment.pdf), managerowie HR zostaną zastąpieni przez roboty/algorytmy z prawdopodobieństwem 0,0055, więc raczej tylko teoretycznie. Nieco gorzej wypada „Training and Labor Relations Specialists” – prawdopodobiństwo 0,31. Stanowisko „Human Resources Assistants, Except Payroll and Timekeeping” to 0,9…
Pozostaje mieć nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji opisanej przez mojego ulubionego pisarza sci-fi, Jacka Dukaja. W jednej z jego powieści prezydentem USA został… komputer. A ściślej algorytm, którego zadaniem było służenie obywatelom i dbanie o ich dobro. Przede wszystkim jednak podejmował decyzje w czasie nieosiągalnym dla ludzi. Co ciekawe, była to bardzo udana kadencja…
Zostaw komentarz